Co kryje "Hotel Wielkie Prusy"? - Bohdan Kołomijczuk o swoim retro kryminale
Drodzy Czytelnicy!
Zapraszamy do lektury wywiadu Agnieszki Krizel z bloga Recenzje Agi, która jest patronem medialnym książki Bohdana Kołomijczuka "Hotel Wielkie Prusy", z samym autorem. Poniżej znajdziecie słowo od tłumacza książki - dr Ryszardem Kopidurą
Agnieszka Krizel (Recenzje Agi): Bogdanie. Niebawem polska premiera Twojego kryminału retro "Hotel Wielkie Prusy", nakładem Wydawnictwa ANAGRAM. Książka ukazała się już na rynku ukraińskim. Jak została przyjęta przez ukraińskich czytelników, jakie są Twoje nastroje związane z polską premierą?
Bohdan Kołomijczuk: Lwowski komisarz Adam Wistowicz – główny bohater powieści „Hotel Wielkie Prusy” – jest już dość znaną postacią literacką na Ukrainie. W ostatnich latach pojawiło się kilka tytułów, które łącznie tworzą spójną serię jego przygód. Wistowiczowi udało się zyskać sympatię licznego grona czytelników, które czeka na kolejną książkę, a później, co mnie szczególnie cieszy, dość aktywnie ją omawia. Oczywiście odczuwam pewną tremę przed debiutem w Polsce, ale po cichu liczę na uwagę i życzliwość również polskich czytelników.
AK: Skąd w ogóle pomysł na tę książkę? Dlaczego akurat kryminał?
BK: Pomysł, aby powstała ta książka nie należy do mnie, lecz do mojego poznańskiego przyjaciela Ryszarda Kupidury, organizatora znanego festiwalu „Ukraińska Wiosna”, który nawiasem mówiąc przetłumaczył tę powieść na język polski.
W 2017 miałem przyjemność być gościem festiwalu i mieszkać przez pewien czas w Poznaniu. Miałem zatem znakomitą możliwość, żeby zapoznać się z miastem i poczuć jego atmosferę. Miało to pierwszorzędne znaczenie podczas pisania tekstu.
AK: Wiem, że jesteś wielbicielem retro kryminałów. Po czyje książki sięgasz najchętniej?
BK: Jeśli mówimy o polskich autorach, to bardzo chętnie czytam książki Marcina Wrońskiego, Marka Krajewskiego, Ryszarda Ćwirleja i innych.
AK: Adam Wistowicz - komisarz polskiej wersji książki, główny bohater "Hotelu Wielkie Prusy". Jaki on jest, jeśli mógłbyś go chociaż trochę scharakteryzować potencjalnemu czytelnikowi.
BK: Trudno powiedzieć o Wistowiczu, że to sympatyczny jegomość. Jest dość grubiański, ma problemy z alkoholem, kobietami i własnym szefem. Oprócz tego ma paskudny charakter. Pomimo tego jest jednak znakomitym śledczym, który zawsze stoi po stronie dobra. Ze swoich zadań wywiązuje się bez zarzutu, chociaż trzeba przyznać, że nie przebiera specjalnie w środkach. Wistowicz jest raczej antybohaterem. Walcząc z przestępcami, sam staje się do nich podobny.
AK: Trudno było oddać klimat powieści? Z jakich źródeł czerpałeś informacje o tamtych czasach?
BK: Jedną z zalet współczesności jest to, że wiedza staje się ogólnodostępna. Zbiory bibliotek i archiwów są w ogromnej mierze zdigitalizowane i można się z nimi zapoznać bez wychodzenia z własnego pokoju. To ogromny komfort, bo bywa, że prasa, dokumenty czy stare fotografie dotyczące Wielkopolski czy Galicji znajdują się setki kilometrów od ich stolic. Tymczasem jedynie z ich pomocą można odczuć ducha czasu.
Swoja drogą, ostatnio łapię się na tym, że najbardziej lubię czytać ogłoszenia w gazetach sprzed stu lat. Może się to wydać dziwne, ale z tych małych tekstów, z ich lakoniczności, a niekiedy nawet dwuznaczności można czasem zaczerpnąć więcej niż z obszernego artykułu napisanego przez doświadczonego dziennikarza.
AK: Co było najtrudniejsze w kreowaniu tej historii?
BK: Szczerze mówiąc, to najbardziej bałem się zagrać na fałszywą nutę. Na przykład wykorzystując słowo, które sto lat temu nie funkcjonowało w użyciu. Taki błąd nieodwracalnie psuje tekst, dlatego też mam zwyczaj kilkukrotnie czytać swoją książkę po jej napisaniu.
AK: "Hotel Wielkie Prusy" to nie jedyna Twoja książka. Pisanie której sprawiło Ci największą radość, jako pisarzowi, a która wymykała się przyjętym przez Ciebie konwencjom? Jak w ogóle wygląda Twoja praca nad książką? Masz z góry ustalony plan, czy raczej poddajesz się temu, co przyniesie tok pisania?
BK: Uważam, że należy pisać jedynie wówczas, kiedy sprawia to przyjemność. W przeciwnym wypadku wyjdzie nie powieść, a stenogram. Unikam tego rodzaju „smutnego” pisania, kiedy zmuszają do niego okoliczności np. w postaci podpisanego kontraktu. Mam też świadomość, że pisząc książkę przeżywam emocje, które już nigdy więcej się nie powtórzą. Tym samym każda książka jest dla mnie szczególna. Gatunek, w którym tworzę, wymaga ode mnie, rzecz jasna, planu i obmyślenia fabuły zawczasu. Jednak nie oznacza to, że nie pozwalam sobie niekiedy na zmiany w trakcie opowiadania historii. Czasami mnie samego to zaskakuje.
AK: Czym dla Ciebie w ogóle jest ta powieść?
BK: Jest to ogniwo łączące mnie z Polską, krajem, który od dawna jest mi bardzo bliski. Poza tym obiecałem kiedyś swoim polskim przyjaciołom, że ta książka powstanie. Słowa, jak widać, dotrzymałem.
AK: Planujesz jeszcze wydawanie książek po polsku?
BK: Naturalnie, jednak wszystko zależy od tego, czy mój debiut spotka się z życzliwym przyjęciem ze strony polskich czytelników. W tym roku we Lwowie ukazała się kontynuacja „Hotelu Wielkie Prusy” zatytułowana „Ekspres do Galicji”. Mam nadzieję, że ona również zostanie wkrótce przetłumaczona na język polski.
AK: Coś od siebie dla czytelników:
BK: Życzę Państwu i sobie powrotu do offline. Wierzę, że wkrótce wrócimy do zwykłych rzeczy, które przynoszą nam tak wiele radości, że znowu będziemy mogli przekraczać granice, spotykać się na wieczorach autorskich, poznawać i dzielić się swoimi doświadczeniami. Póki co jednak dbajmy o siebie i czytajmy książki.
Bohdan Kołomijczuk (ur. 1984) – ukraiński pisarz, autor powieści historyczno-przygodowych i kryminalnych. Twórca serii opowiadań poświęconych przygodom komisarza Adama Wistowicza, których akcja dzieje si ę najczęściej we Lwowie na początku XX wieku. W ostatnich latach ukazały się m.in. Ludwisarz. Igrzyska wielmożnych (2013), Tajemnica Ewy (2014), Więzienie dusz (2015), Niebo nad Wiedniem (2015), Wizyta doktora Freuda (2016), Król bólu (2017), Mozart z Lembergu (2018).
O tłumacza:
Na własne życzenie strywializowaliśmy tak wiele potrzebnych i ważnych myśli, że uniknięcie szablonowości w pytaniu o stosunek do wykonanej pracy staje się wręcz niemożliwe. Bo co, jeśli napiszę, że „mój stosunek do tego tłumaczenia jest niezwykle osobisty?” Brzmi to przecież tak niewiarygodnie i tchnie taką marketingową tandetą, że nikt nie będzie chciał tego dalej czytać. Ale co, jeśli on naprawdę taki jest? Obronić mnie przed oskarżeniem o banał mogą chyba tylko solidne dowody, a tych na szczęście uzbierać mogę sporo. Przede wszystkim Bohdan Kołomijczuk jest moim przyjacielem, który od początku naszej znajomości imponuje mi pracowitością, sumiennością, racjonalnością, punktualnością i jeszcze wieloma innymi cechami, które odruchowo lokujemy na Zachód od naszego słowiańskiego podwórka. Oprócz tego, zapraszając Bohdana na rezydencję literacką w 2017 roku do Poznania, przyczyniłem się trochę do powstania „Hotelu Wielkie Prusy”. Przyznaję, że miałem obawy, czy to dobry pomysł. Bo jednak była to ingerencja w harmonijnie rozwijającą się jak dotąd karierę pisarza. Każda kolejna książka Bohdana była coraz bardziej zauważalna na ukraińskiej scenie literackiej i coraz wyżej notowana w rankingach. Winiłbym siebie, gdyby poznańska przygoda Wistowicza okazała się czymś nienaturalnym, gdyby – jak mawia sam Bohdan – powstała na fałszywą nutę. Szczerze mówiąc, moje obawy ustały dopiero wówczas, kiedy przeczytałem, że książka została nominowana do prestiżowej ukraińskiej nagrody literackiej. Późniejsze pozytywne recenzje czytelników już tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że pomysł był trafiony.
Polski przekład był niejako naturalną kontynuacją tego pomysłu. Co ciekawe, nie szukaliśmy z Bohdanem wydawcy i nie prowadziliśmy żadnych rozmów w tym kierunku. Bardzo to naiwne, ale myślałem, że w tej historii, w której wszystko odbywa się lekko i harmonijnie, również ten etap powinien odbyć się bez sztucznej presji. No i o dziwo stało się. Na początku marca tego roku, na parę dni przed pierwszym lockdownem, na Targach Książki w Poznaniu pojawiła się Magda Koperska, by promować książkę Oleha Poliakova „Niewolnice i przyjaciele pani Tekli” – pierwszą przygodę „Anagramu” z ukraińską powieścią. Po prezentacji wypiliśmy z Magdą kawę, po której stało się jasne, że na pierwszej przygodzie się nie skończy. Kilka dni później zaczęliśmy szykować wniosek na konkurs do Ukraińskiego Instytutu Książki…
Samo tłumaczenie sprawiało mi ogromną przyjemność, tym bardziej, że poszczęściło mi się zarówno co do autora, jak i redaktorki – Katarzyny Kusojć. Język Bohdana odpowiada dokładnie jego cechom charakterologicznym, które przywołałem wyżej. Rusztowanie, na którym opiera swoje teksty jest zawsze solidne i stabilne. Pomimo wyszukanego stylu (chwalą go za to ukraińscy krytycy), jego język pozostaje przejrzysty i zrozumiały. A Katarzyna? Hmm… nie wiem, czy to udana metafora, ale od samego początku jej ingerencja w mój przekład przypominała mi troskę rodzica, który w pokoju obkleja taśmą piankową wszystkie możliwe kąty i ostre krawędzie, żeby dziecko czuło się w nim bezpiecznie. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że z takim autorem i taką redaktorką czułem się niezwykle bezpiecznie. Nawet tłumacząc kryminał…
dr Ryszard Kupidura – wschodoznawca, ukrainista, tłumacz, adiunkt Zakładzie Ukrainistyki Instytutu Filologii Rosyjskiej i Ukraińskiej na Wydziale Neofilologii UAM. Animator polsko-ukraińskiej współpracy kulturalnej. Jest byłym współpracownikiem Konsulatu Honorowego Ukrainy w Poznaniu. Od 2010 roku wiceprezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Polska-Ukraina” w Poznaniu, organizującego m.in. coroczny festiwal „Ukraińska Wiosna”.