Wywiad z Iwoną Sztachelską, autorką "Skutków ubocznych"
Drodzy Czytelnicy!
Tomik "Skutki uboczne" Iwony Sztachelskiej jest już w druku, a my zapraszamy na rozmowę z poetką, którą przeprowadziła Agnieszka Krizel.
A.K. Dzień dobry, Iwono. Spotykamy się przy okazji premiery Twojego tomiku "Skutki uboczne". Czym jest dla Ciebie poezja? Jakie ma ona znaczenie i miejsce w dzisiejszej literaturze? Co jest istotą poezji, tej współczesnej, której jesteśmy twórcami?
I.Sz. Wszystko zależy od tego, czy pytasz mnie polonistkę czy poetkę. Różnica jest zasadnicza. Naprawdę. Miejsce poezji pozostaje niezmienne – to nisza. I tak już zostanie. Ze dwie osoby na sto czytają wg Szymborskiej. Nieubłagana statystyka. Poezja zajmuje ważne miejsce w moim życiu. Chyba wbiję teraz pierwszy kij w mrowisko. W poezji/prozie liczy się forma, która jest pierwotna wobec tematu. Niestety. Możesz kogoś uwieść stylistyką, a pod spodem jest wydmuszka. Czytam „technicznie”, jako że „robię” w słowie, ale kiedy pod najzgrabniejszą warstwą językową nie ma nic, to nie jestem uwiedziona. I do takiej poezji nie wracam.
A.K. Co Cię inspiruje?
I.Sz. Ja sama. (śmiech) Nie będzie autoryzacji :) A szczerze: piszę, żeby siebie jakoś „ułożyć”, żeby uporządkować emocje: te najmocniejsze: erotyczne/miłosne/niemiłosne i „śmiertelne”, najważniejsze co nas w życiu spotyka to (nie)kochanie i umieranie. O tym piszę w pierwszym tomiku. Banalne? Przecież uniwersalne. I tu wracamy do Twojego pierwszego pytania. Wszystko jest kwestią formy. Powiem też przewrotnie. Inspiruje mnie język jako taki. To fenomen. Najważniejszy „wynalazek” ludzkości, ale o tym może kiedyś... Mogę pisać o kasztanach, bo tak naprawdę inspiruje mnie wszystko. Ostatnio fizjologia na poziomie biochemicznym. Serio!
A.K. Kto jest dla Ciebie poetycką inspiracją? Po czyją poezję sięgasz najczęściej?
I.Sz. A to dwa różne pytania. Prowokujesz, a ja to lubię. Mam wiele inspiracji i one się zmieniają. Bo i ja się zmieniam. Nie mam już dwudziestu lat. Poezję czytam co dzień, bo zawsze jest pod ręką, nawet kiedy nie mam tomiku, mam telefon. A tam i strony, i screeny, i co tam chcę. Mogę wymienić wiele nazwisk. Są w moim repertuarze poeci nieśmiertelni, którzy ze mną już zostaną, np. Stanisław Barańczak. Jego „Widokówka z tego świata” to wiersz, który czytałam pewnie z pięćset razy i na tym nie koniec. Poza tym Annie Sexton. Z Poświatowskiej wyrosłam (śmiech), to już chyba nie moja estetyka. Cóż, zmarła kiedy była kilka lat młodsza ode mnie, więc przestałam ją czuć.
A jeśli chodzi o ultrawspółczesnych twórców, to jest kilka nazwisk. Ale tylko kilka. Dlatego ich nie wymienię (śmiech). Wiesz, każdemu przydarzy się świetny wiersz albo pięć świetnych utworów, ale kiedy mówię o tych zaledwie kilku nazwiskach, mam na myśli poetów, którzy mają na koncie dobry tomik albo więcej niż tomik. Więc pod tym względem trochę w polskiej poezji posucha. Proza ma się dużo lepiej. Ale nie będę kluczyć, więc powiem tak: Różycki, Malina, Tkaczyszyn-Dycki, Alicja Bykowska-Salczyńska. Ważna dla mnie postać, bo od niej uczyłam się też tego, jak uczyć. Dawno temu w Olsztynie. Jej „Cno” czytam często. I stawiam kropkę, bo będziesz musiała ciąć rozmowę.
A.K. Co wyróżnia poezję współczesną od tej klasycznej ? Albo odwrotnie: jakie zauważasz różnice, jakie zależności, jakie punkty wspólne?
I.Sz. Temat niewyczerpywalny. Wszystko wyróżnia. Od formy, przez język, po funkcje. To, co klasyczne jest nie moje, to, co współczesne - też nie. Tam, gdzie są styczne, jestem ja. Poezja współczesna się zdezawuowała. „Klasyka” już nie przystaje do świata. Trzeba szukać nowych form, żeby nie być epigonem. Ale nie można za tą formą gonić, a to się właśnie dzieje w poezji współczesnej, mam wrażenie. Niepokojące zjawisko.
A.K. Czy poezja ma szansę się obronić w chaosie informacyjnym, trudnym położeniu literatury w ogóle?
I.Sz. Zależy, co rozumiesz przez obronę. Ranga poezji się nie zmieni. Te wspomniane przeze mnie statystyczne 2% czytało, czyta i będzie czytać. Poezja jest wymagająca i nie będzie miała wielu zwolenników.
Literatura to nisza, a poezja jest w totalnym kącie, ale cóż. Nie chcę być rozpoznawalna na ulicy:)
A.K. W jaki sposób dotrzeć z poezją do współczesnego czytelnika odbiorcy?
I.Sz. Pojęcia nie mam. (śmiech) Ze trzy lata temu powstała moja strona autorska, obserwowana przez siedem tysięcy osób, więc chyba udała mi się ta sztuka. A jak? W gruncie rzeczy odpowiedź na to pytanie już padła. Jestem prawdziwa. Odbiorcy to czują. Ukrywam się za metaforą, ale nie pompuję sztucznych emocji. Nigdy się nie zastanawiałam, jak dotrzeć, bo piszę dla siebie. To moja potrzeba fizjologiczna. Nie będę zbawiać narodów i ludzi. Nie umiem i nie chcę. Wystarczy, że zbawię jednego człowieka albo chociaż siebie. A to, że mam odbiorców, że oni dają wyraz temu, że mnie czytają, że na nich oddziałuję, to oczywiście wartość dodana, piękna sprawa.
A.K. O czym jest Twój ostatni tomik? Cym dla Ciebie jest?
I.Sz. "Skutki uboczne" to bardzo wymuskany tomik, z którym się już NIE identyfikuję. Tak, właśnie.
Piszę o relacjach, porządkuję siebie. To autoterapeutyczna książka. A nie identyfikuję się dlatego, że przerobiłam, przetrawiłam, przepracowałam już te wszystkie słono-gorzkie emocje. Pogodziłam się ze sobą, ze swoim ciałem, z ułomnościami, z ludźmi. Nie pogodziłam się jeszcze z upływem czasu. Pisanie pomaga mi w moich wieloletnich zmaganiach z depresją. I więcej nie powiem. Wiersz to golizna. Nawet jeśli ten Twój „peel” to jakaś kreacja. Nie ma szans, żeby poeta w swojej poezji się nie odsłonił. Wszystko ma swoje skutki uboczne, nawet życie. Miłość i niemiłość. Zresztą, pierwotny tytuł brzmiał Skutki uboczne miłości, ale ta miłość zawężała zakres tematyczny. Myślę, że jest to książka intymna i bardzo syntetyczna. Nie lubię przegadywania tematu. Ma być krótko i konkretnie. Mocno. A czasem subtelnie.
A.K. Jaka jest Twoja definicja kultury słowa? Czym dla Ciebie jest słowo?
I.Sz. Aforyzm Leca mi się skojarzył: ,,Na początku było słowo, a na końcu frazes". I to w zasadzie wyczerpuje temat. Słowa to bóstwa. Otwierają oczy i zamykają drzwi. Tworzą rzeczywistość i wszystkie inne światy. Mogą olśnić, ogłuszyć, okaleczyć, zabić i zbawić, ale o zbawianiu mówić nie będę, bo się za bardzo rozpędzę. (śmiech)
Kim bylibyśmy bez języka?
Może dlatego słowa traktuję z namaszczeniem, nawet te wyświechtane i te „brzydkie” lub niemodne. Literalnie i dosłownie jestem miłośniczką języka, czyli filologiem. Choć akurat nie studia polonistyczne przyczyniły się do tej miłości…
A.K. Refleksja od siebie do czytelników:
I.Sz. Może zamiast refleksji pozwolę sobie na refleksyjne życzenia:
Nie wstydźcie się emocji, nie ukrywajcie ich, bo zaczynają w nas wtedy gnić.
Nie wstydźcie się tego, że czujecie mocniej. To przekleństwo, które bywa błogosławieństwem.
Nie bójcie się kochać i nie bójcie się nie kochać. W ogóle uważam, że w życiu nie można się bać.
A dla przeciwwagi po lekturze wierszy obejrzyjcie jakiś serial kryminalny, bo nie samą poezją żyje człowiek. To niezdrowe.
A.K. Dziękuję za rozmowę.