AKUMULATOR - refleksja z czasu pandemii Marcina Królikowskiego
Drodzy Czytelnicy!
Dzisiaj nietypowo i niecodziennie. Zamiast felietonu poetyckiego, refleksje i przemyślenia z czasu pandemii Marcina Królikowskiego, autora tomiku Opowieść dwunastopiętrowa (grozy poetyckie), którego również znajdziecie w naszym sklepie internetowym, link oczywiście pod artykułem.
Życzymy przyjemnych wrażeń.
***
AKUMULATOR
W zimie wysiadł akumulator, skamieniało auto. Wiśniowy Volkswagen w uśpionym sadzie. Po matce. Zaparkowany przy parkanie. Nie ruszałem. Nie było czasu, nigdy nie ma dość czasu na grzebanie w sprzętach po zmarłej. Ale na nietypową wiosnę, w kwarantannie pomyślałem, że wykorzystam sytuację, posprzątam, podładuję, podłubię. Nie mogę go nawet przesunąć, ani drgnie. Wrzuciłem jałowy bieg, ale zardzewiały osie, piasty i wahacze, zapiekły się koła. Ciężko otworzyć klapę, bo róża oplotła karoserię, na maskę wpełzł bez. Musiałem sekatorem podciąć rośliny w rozkwicie, z żalem. Potem się jednak udało, otworzyłem klapę. Odkrycie. Okazuje się, że jeszcze za jej życia, wiewiórka zrobiła zapasy wzdłuż półki na akumulator i spryskiwacze. Kable nadal całe. Wyciągałem dziś z zakamarków skorupy z regularnymi dziurkami wyciętymi przez ząbki gryzonia. Znowu smutek. Mama kupowała całe worki laskowych, kładła pod sosnę i patrzyła z zachwytem na zwinność rudej kity.
- O, jak pięknie po nie skacze. Ależ szybka, hyc, hyc i już trzeba dołożyć.
Jestem pewien, że z miłości do zwierząt przekarmiłaby słonia. Czasem wiewiórkę przestraszył pies. Znikała na godzinę i znowu zbierała laskowce, co do jednego. Pod drzewem leżało niewiele łupin i to dziwiło najbardziej. Zastanawialiśmy się, gdzie cwany wiewiór ma dziuplę, albo w którym miejscu zakopuje. A mama nadal nieświadomie jeździła sobie jedną z takich dziupli po nowe paczki orzechów. Nie mogę wyciągnąć wszystkich, bo trudno mi się dostać ręką głębiej, a nie będę rozkręcał misek na płyn do spryskiwaczy, czy olej. Intryguje tylko jedno, gdzie jeszcze zwierzątko upchało resztę zapasów z niezliczonych darów od mamy. Większość skorup była poczerniała, zgniła od długoletniego przebywania. Część jeszcze rudawa. Ten proceder musiał trwać ze trzy sezony. Ciekawe, gdzie zakopywała resztę.
Ale. Na podwórku nie ma już tej sosny ani innych drzew, nie ma też pewnie wiewiórki. Dlatego tym bardziej przykro mi dziś było wyciągać akumulator, który wprawiał w ruch cały ten mechanizm symbiozy człowieka, który już odszedł zjednoczonego z gryzoniem, którego już nie ma. I tego się nie da wyrazić w wierszach.
Marcin Królikowski - rocznik ’74. Zodiakalny Warszawiak. Współtworzy Seminarium Literackie TenSamCel. Interesuje się przeszłością stolicy, szczególnie dzielnicy Wola oraz historią twierdz Warszawa i Modlin. Laureat ogólnopolskich konkursów poetyckich, m.in.: im. B. Faca, im. K. Ratonia, im. H. Poświatowskiej, im. Z. Herberta, „O Laur Czerwonej Róży”. Jego wiersze publikowano w czasopismach „Topos”i „Fraza” oraz w „biBLiotece” — magazynie Biura Literackiego.
Tomik znajdziecie:
Zapraszamy na nasz kanał YT, gdzie autor czyta jeden ze swoich najnowszych wierszy:
https://www.youtube.com/watch?v=YxDrHHxUKVA